top of page

 

 

   

Małgorzata Karaśkiewicz, ZSPiG w Słupi

Mądre drzewo

 

 

       Rankiem, gdy ptaki otworzyły swoje paciorkowate oczka w poszukiwaniu pożywienia dla piskląt, przyszli trzej mężczyźni. Za nimi dwa osiołki ciągnęły wóz. Na wozie leżał topór i kilka lin. Obok sprzętu siedziało dwóch chłopców. Kiwali stopami i rzucali kamykami na drogę. Kilka ptaków wzleciało w niebo popędzone przez potomstwo domagające się jedzenia. Jeden ze starszych powiedział coś do chłopców. Ci zeskoczyli z wozu  i podbiegli do drzewa. Wszystkie zwierzątka uciekły, pozostawiając pisklaki. Chłopcy zdejmowali gniazdo jedno      po drugim i podawali dorosłym, a ci odkładali je na ziemię.

    Drzewo obserwowało to w spokoju. Będą inne ptaki. Nagle chłopcy zeskoczyli, podbiegli po liny i topór. Podali to dorosłemu, a ten obwiązał Drzewo. Drugi koniec liny przytwierdził do osiołków. Dwaj jego towarzysze uderzyli ostrzem siekiery o korę. Roślina jęknęła. Przeszywający ból rozdarł jaźń Drzewa Oliwnego. Potem padło następne uderzenie... I kolejne... I jeszcze jedno...

    W końcu utrzymywało się tylko na cienkiej drzazdze. Przewaliło się w hukiem. Jednak ludzie nie przestali go torturować. Wciągnęli je na wóz i popędzili biedne osiołki. Zawieźli Ksylem do jakiegoś warsztatu na uboczu wioski. Wewnątrz pachniało żywicą, świeżo ściętym drewnem i smołą. W powietrzu latały wióry i trociny. Pod ścianami piętrzyły się deski i drewniane kloce z symbolami wypisanymi węglem. Pośrodku stary i zgarbiony człowiek, ruch po ruchu gładził kawałkiem kamienia małą deskę, jakby od każdego posunięcia zależały losy świata. Przerwał pracę  i wyszedł na spotkanie tym, którzy ścięli Drzewo. Wręczył im kilka kawałków metali

a potem polecił urwać gałęzie i oczyścić drewno z kory. Kolejny ból... dlaczego ich tak to bawi? Dlaczego to robią?

     Po oczyszczeniu zostawiono i starego cieślę, i kloc drwa. Staruszek wpatrywał się chwilę w słoje, pomarszczoną dłonią pogładził drzazgi. W geście tym krył się podziw i miłość, uśmiechał się jakby gładził włosy swojej żony. Jeszcze niedawno żywa roślina jęknęła z zadowolenia pod dotykiem cieśli. Potem rzemieślnik usiadł do deski i nadal ją wygładzał. Drzewo Oliwne obserwowało go cicho. Podziwiało wyćwiczone ruchy człowieka i obserwowało, z jaką czułością obchodził się z materiałem. Co chwilę poprawiał miejsce, które nie było jego zdaniem idealne. W końcu odłożył gotową deseczkę i wziął następną. Przyłożył je do siebie, by tworzyły kąt prosty. Posmarował cienko żywicą z małego, kamiennego naczynia i odłożył. Zrobił to samo dwoma kolejnymi. W końcu powstało niewielkie pudełko. Zaczął zbijać je niewielkimi gwoździkami. Wygładził jeszcze jego powierzchnię  i przyjrzał się swemu dziełu.

    Drzewo Oliwne wpatrywało się zdumione. Ten człowiek poświęcił kilka godzin na zrobienie zaledwie ramy pudełka. Cierpliwość

i dokładność cieśli były czymś nowym dla Drzewa. Zawsze sądziło, że ludzie tylko się spieszą. Kiedyś, dawno temu, właśnie w Jego cieniu, dwoje młodych ludzi chciało jak najszybciej poznać smak miłości. Przypatrywało się im ze spokojem. Po kilkudziesięciu latach, ta sama dwójka przyszła pod  Drzewo. Byli pomarszczeni, garbili się. Usiedli pod Oliwą i rozmawiali cichymi i charkoczącymi głosami. Umarli krótki czas później. A Drzewo wciąż ich pamiętało. Potrafiło przywołać z pamięci młode, uśmiechnięte twarze i pełne cudownego blasku oczy.

    Mężczyzna zabrał pudełko do izby obok.

    Minęło wiele dni, gdy do rzemieślnika przyszli bogato ubrani ludzie. Staruszek pokazał im wykończoną i pięknie ozdobioną skrzynię. Wieko obramowano malunkami. Po bokach wyryto kilka rysunków i pomalowano na żywe  i jaskrawe kolory. Wnętrze było obite drogim materiałem.  Zadowoleni kupcy pochwalili starca i hojnie zapłacili.  A Drzewo w milczeniu próbowało zrozumieć to, co się stało. Pewnie są wysłannikami kogoś bardzo ważnego wśród ludzi, a to jest podarek dla niego. Będzie trzymał tam biżuterię żony lub pieniądze. Albo ważne i tajne dokumenty. Może jakiś ojciec umieści tam posag swej ukochanej córki? Drzewo wyobrażało sobie skarby, które ktoś wsadzi do pudełka. Pomyślało, że też chce być skrzynią. Skrzynią na coś cennego i ważnego...

    Ale cieśla nie spojrzał nawet na Nie. Czekało więc cierpliwie w nadziei, że starzec o Nim nie zapomniał.              

Po dwóch tygodniach czekania ziściło się marzenie Drzewa Oliwnego. Cieśla chwycił dłuto  i zeskrobywał kawałki drewna. Na początku trochę bolało, ale perspektywa zostania ozdobną skrzynią była zbyt kusząca, by przejmować się bólem.

    Kształt nadawany przez rzemieślnika nie był kształtem desek ani skrzyni. Teraz Drzewo przypominało raczej misę  o dwóch bokach i półkolu zamiast dna. Drzewo podejrzewało, że zostanie wiekiem jakiegoś dużego kufra. Cóż, lepsze to niż nic. Ale cieśla nie robił nic poza niecką i czterema prostymi nogami. Pewnego dnia przyszedł rolnik   i pokazał taką samą nieckę, jaką teraz było Drzewo. Tylko,

że tamta miała trzy nogi. Staruszek pokiwał głową  i przytwierdził czwartą nogę. Na zewnątrz rolnik wsypał paszy do miski

i zaniósł swoim świniom. Drzewo przestraszyło się, że skończy jako koryto dla świń. Cieśla jednak bez słowa oczyszczał je z brudu

i nadal nadawał mu kształt niecki. W końcu zadowolony przytwierdził cztery nogi. Były o wiele wyższe niż u koryta i skrzyżowane

ze sobą. Wnętrze pokryto warstwą żywicy  i usunięto najmniejsze drzazgi. Drzewo zdumiało się. Wciąż nie wiedziało, czym będzie.

    Kilka dni później przyszedł jakiś człowiek i poprosił, by starzec sprzedał mu Drzewo Oliwne. Rzemieślnik pokiwał głową

i uśmiechnął się. Ale nie oddał Drzewa. Gdy zdumiony kupiec przesłał mu pytające spojrzenie, skinął tylko w stronę Kobiety. Ta właśnie wróciła z podwórza z jakimś zawiniątkiem na ramionach. Podeszła do Drzewa  i położyła w jednym końcu wydrążonej niecki woreczek z materiału wypchany pierzem kur z podwórka. Zapach piór zmieszał się z żywicznym aromatem. Potem Kobieta oparła dłonie

na brzuchu a niedoszły kupiec uśmiechnął się ze zrozumieniem. Była ciężarna. Ale co tutaj robi to pierze? Oliwne Drzewo żałowało,

że trafiło do tego domu. Nie chciało tu być. Ma pachnieć podwórzem, kurami i słońcem? Dlaczego cieśla nie zrobił z Niego kufra?!

    Mijały dni. Któregoś wieczoru kobieta i cieśla weszli do izby z zawiniątkiem. Drzewo, wciąż  obrażone na domowników,

nie zainteresowało się nim. Po chwili niechętnie spojrzało. To było Dziecko. Niemowlak. Bez włosów    i zębów. Wykrzywiało maleńkie usteczka, uderzając w powietrze małą piąstką. Kobieta uśmiechnęła się ciepło  i pocałowała Dziecko w czoło. Usiadła na stołku obok

i zaczęła cerować dziurę w  koszuli męża. Mężczyzna podjął   z nią rozmowę, ale ta była nieistotna dla Drzewa. Ono rozmyślało. Zostało KOŁYSKĄ! A mogło być wspaniałą skrzynią na złoto, srebro i drogocenne kamienie! Królowa mogłaby chować swoją cenną koronę do Niego a cały dwór  podziwiałby pracę cieśli. Pan możnego narodu mógłby przechowywać w jego wnętrznościach niezwykle ważne dokumenty… Mogło być ważnym Drzewem… Los jest niesprawiedliwy. Skazuje marzenia na szybkie wyschnięcie        

i niespełnienie. Dziecko było urocze, to prawda, ale w niczym nie przypominało klejnotów czy skarbów, o których śniło Drzewo. Uśmiechało się i wydawało dziwne dźwięki, a kobieta przyglądała mu się z czułością, gładząc skromne szatki, którymi było opatulone.

       Jak ona na Nie patrzy, pomyślało Drzewo. Spogląda niczym na skarb… Dotyka, jakby był najcenniejszym  z klejnotów. Uśmiecha się, jakby było całym światem.

    A kiedy któregoś dnia kolejny raz Kobieta pochyliła się nad kołyską, delikatnym ruchem poprawiła piąstkę, która wydobyła się spod narzutki i ułożyła usta, by wyszeptać imię syna, Drzewo zrozumiało wszystko. Ach, gdyby umiało mówić albo śpiewać!

- Jezus…- szepnęła Kobieta cichutko, nie chcąc spłoszyć snu śpiącego niemowlęcia. – Jezus, mój syn…

A Drzewo tchnęło ciepłym żywicznym oddechem a każda cząstka jego drewnianej duszy zdawała się pękać z dumy…

 

 

 

Praca Małgosi nagrodzona

w Wojewódzkim Turnieju Białych Piór-

I miejsce w kategorii proza, gimnazjum

bottom of page