top of page

 

Mikołaj Jędrzejak, ZSA

FERALNY KURS WĄSKOTORÓWKI

 

Wydanie Gazety Średzkiej z 6 maja 2010 roku cieszyło się wielkim zainteresowaniem, już o 11:30 nie można było jej dostać w żadnym

z osiedlowych sklepików.

*

        2 maja  br., w stulecie oddania do użytku wąskotorówki i linii Środa- Zaniemyśl , odbyły się obchody tego wydarzenia. Na dzieci

na peronie kolejki czekały atrakcje takie jak malowanie twarzy czy konkurs na najpiękniejszy portret ciuchci. Oprócz zabaw dla młodszych przewidziano także wyjątkowy przejazd kolejką do Zaniemyśla. Całą uroczystość zmąciło jednak zabójstwo 91-letniego obywatela Niemiec – Karla Struckerga,  do którego doszło na trasie przejazdu. Wyjaśnieniem sprawy zajął się emerytowany policjant, obecnie właściciel biura detektywistycznego, Marek S. Sprawcą okazał się…

     Pan Marek złożył gazetę i odstawił kubek z kawą. To najciekawsza sprawa odkąd przeszedł na emeryturę. Dotychczas zajmował

się zleceniami tak banalnymi jak odnalezienie nastolatka ukrywającego się

po wywiadówce na strychu czy śledzenie niewiernego męża.                                             

  -Czas na drzemkę, to był wyczerpujący tydzień – powiedział  emeryt do ukochanego kota, odłożył okulary

na szafkę i na wszelki wypadek wyłączył telefon, aby nie musiał kolejny raz odpowiadać dociekliwym dziennikarzom na pytania,

jak rozwikłał tę niezwykłą zagadkę.

*

    Był słoneczny, ciepły dzień. Na peron schodziły się rodziny z dziećmi. Kapela Średzioki czekała już

w trzecim wagonie kolejki i przygrywała piosenkę o wesołym refrenie - Za dużo nie myśl, jedź na Zaniemyśl. Pod stację podjechał elegancki bus na niemieckich rejestracjach, z którego wysypała się gromadka turystów. Wszyscy, poza jedną młodą kobietą, najwyraźniej tłumaczką, mieli dobrze powyżej 60 lat. Tylko jedna Niemka była ubrana w różowe spodnie, a jej włosy koloru żywoczerwonego wyróżniały kobietę spośród tłumu.

Od strony szkoły numer 2 wychowawczyni prowadziła dwadzieścioro niesfornych uczniów, którzy cieszyli się z zapowiadanej przejażdżki. Obecny na stacji burmistrz Środy kiwał do ludzi porozumiewawczo

i zachęcał, aby wchodzili do wagonów. Na peronie panował istny chaos, dzieci goniły się, a kapela nieznużenie grała kolejne hity.

Do pierwszego wagonu wsiadła szkolna wycieczka i wychowawczyni.  

Do drugiego jako pierwsi wpakowali się Niemcy. Zaraz po nich weszli dwaj młodzi fotografowie i kilku nastolatków w dresach. Jeden

z nich, młodzieniec w pomarańczowej kurtce i dredach na głowie trzymał foliówkę, z której dało się usłyszeć brzdęk szklanych butelek.

W przedziale pomieściła się jeszcze rodzinaz dzieckiem i starsza pani ubrana w różowy żakiet i kolorową sukienkę. W trzecim, odkrytym wagoniku, znajdowała się kapela. Pani wychowawczyni po raz kolejny próbowała policzyć rozbawione dzieci. Nad całością starał

się czuwać Pan Józef S., znany wszystkim średzianom jako prezes Stowarzyszenia Miłośników Kolejki. Stał on  tuż przy wąskotorówce, miło uśmiechając się do ludzi.   Mimo panującego hałasu, oznajmił:

-Panie konduktorze, chyba już czas… - i sprawnie wskoczył do pociągu.

Konduktor wreszcie dał znak i sędziwa stulatka ruszyła powoli do Zaniemyśla.

*

-Co się pchasz ? – rzucił jeden z nastolatków do starszego Niemca zaraz po wejściu. Mężczyzna nadal próbował przecisnąć się przez wąskie przejście, ale wyraźnie usłyszał niemiłą uwagę młodzieńca w luźnych dresach.                                                                                  

 -Tej, on chyba po naszemu nie gada… - złośliwie uśmiechnął się jego kolega, widząc niewyraźną minę obcokrajowca.                                Pan Karl, elegancki Niemiec w nienagannie skrojonym garniturze, nic nie odpowiedział, ale jego mina wyrażała bardzo dużo. W ostatniej ławce siedział mężczyzna, na oko trzydziestoletni, który spode łba patrzał na wszystkich razem i na każdego z osobna. Sprawiał wrażenie jakby każdy człowiek  z tego przedziału był jego wrogiem. Dzieci młodej pary, wyraźnie wychowywane bezstresowo, biegały po całym przedziale. Ich matka co chwilę przywoływała je i prosiła, by usiadły na miejscu, ale Kajtek i Kaja nie mieli zamiaru się uspokajać.

Wtem tłumaczka z niemieckiej grupy odebrała telefon. Niewyraźne dźwięki dobiegające z aparatu wskazywały na to, że ktoś po drugiej stronie słuchawki nie był spokojny. Blondynka nie wyglądała na zaskoczoną telefonem. Zdenerwowana rzuciła tylko:          

 -Dzisiaj to zrobię –i rozłączyła się.

*

-A wie pan, ci Niemcy to wcale nie tacy spokojni- zaczęła właścicielka różowego żakietu  do siedzącego obok towarzysza, prezesa SMK.

- Ta wysoka, ta młoda taka, to z tym tam, obok tych chuliganów, to się z nim kłóciła. Na cały peron krzyczeli, chyba o jakiś obraz czy coś. Mniejsza o to…  

Starsza pani zaczęła odpakowywać kanapkę, oferując ją z miłym uśmiechem siedzącemu obok panu Józefowi.  

 -Z jajeczkiem i szczypiorkiem-zachęcała. - Ale dzisiaj tłumy, no i nawet Niemcy przyjechali.

Pan Józef podziękował jednak za przekąskę, ponieważ zajęty był liczeniem okolicznościowych pocztówek.                                                   -Nie, dziękuję-odpowiedział zamyślony prezes. – Pozwoli pani… Wstał i jak przy każdym specjalnym kursie zaczął opowiadać o historii wąskotorówki.  -Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić stulecie otwarcia linii Środa-Zaniemyśl. Trasa ta została otwarta 1 maja 1910 roku. Średzka kolej jest najważniejszym zabytkiem Środy Wielkopolskiej. Ciuchcia jest niestety w opłakanym stanie, dlatego od zeszłego roku uruchamiana jest tylko kilka razy.                                                                                                                                            

Wysoka blondynka z niemieckiej wycieczki tłumaczyła wszystko starszym obcokrajowcom.Za oknami widać kwitnące krzewy i piękne zielone korony drzew. Za wysokim dębem przypominającym kształtem ludzką postać zaczynały się urokliwe łąki i pola. Tymczasem dwaj młodzieńcy wyposażeni w aparaty, zaczęli przeciskać się w stronę okienka. Obaj ubrani na czarno,  z wielkimi Nikonami  zawieszonymi na szyi zafascynowani byli podziwianiem krajobrazu.                    

-Patrz!To cybabocian czarny ! – rzucił jeden z nich.   

 -Rzeczywiście, zrobiłbym super zdjęcie, ale musimy się zatrzymać– dodał drugi, odpakowując aparat ze skórzanej torby przewieszonej przez ramię.                                                                                                                               

-Panie konduktorze ! – zaczął przymilnym tonem.                                                                                                           

-Tak, tak zatrzymajmy się ! – ochoczo podchwyciły bezstresowo wychowane bliźniaki, które jeszcze przed chwilą były zajęte zrywaniem gałązek przez okno dość leniwie jadącej kolejki.                                   

 -Przecież to urodziny ciuchci, niech sobie staruszka odpocznie- dodała starsza kobieta, odpakowując tym razem serniczek i podsuwając pod nos swemu sąsiadowi.                                                                                      

-No dobrze, ale tylko na 5 minut- zgodził się konduktor. Nie wiadomo, czy na jego decyzję wpłynęła prośba dzieci czy urok pani

w różowym żakieciku.                                                                                                            

-Proszę państwa ! To niebywałe, w Polsce mamy tylko 2300 par bociana czarnego ! Chodźcie  z nami-zachęcał zafascynowany młodzieniec.                                                                                                                                        

    Z wagonu zaczęli wysypywać się ludzie. Pierwsi wysiedli fotografowie, później dzieci, za którymi biegł niezbyt radzący sobie z tą rolą tata. Członkowie niemieckiej wycieczki początkowo trochę zdezorientowani, ruszyli w ślad za młodymi ornitologami. Nie wszyscy chcieli wysiąść, ale emeryci zachęcali się nawzajem, by troszkę popodziwiać polskie krajobrazy. Kapela Średzioki, nie robiąc sobie nic z zaistniałej sytuacji, dalej grała swoje utwory z najnowszej płyty. We wszystkich czterech okienkach pierwszego wagonu widać było zaciekawione głowy uczniów. Niektórzy z nich wychylali się tak bardzo, że przerażona pani dwoiła się i troiła, aby żaden nie wypadł. Konduktor uspokoił młodych ludzi, oznajmiając, że to tylko pięciominutowy postój i kategorycznie zabronił rozwrzeszczanej gromadce opuszczać przedział.  Fotografowie robili zdjęcia nowoczesnymi aparatami, a reszta wycieczki podziwiała ptaki. Te najpierw jak gdyby nigdy nic chodziły po bagnistych terenach

i szukały robactwa w ziemi,   a później, gdy zorientowały się, że na ich terytorium przebywa gromada ludzi, wzniosły się w niebo. Zaczęły latać w kółko nad wąskotorówką, tak jakby czekały aż ludzie i ciuchcia znikną z pola.  W wagonie została tylko starsza pani w kwiecistej sukni. Zajadając koktajlowe pomidorki, czytała Głos Powiatu Średzkiego .

*

          Nagle rozległ się krzyk. Pani Amelia z pomidorkiem w jednej i Głosem Powiatu w drugiej ręce stała tuż przy oknie i była blada jak ściana:                                                                                                                                                                     

-Tam jest trup, cały okrwawiony ! – zaczęła panikować, wskazując na okno wychodzące na szosę przy przejeździe kolejowym. Okrwawione ciało w nienaturalnej pozie leżało za kolejką. Trup znajdował się obok wagonika, lecz nie tam, gdzie wszyscy zachwycali się ptactwem,

a z drugiej strony. Kapela ucichła, a dzieci znowu wyglądały przez małe okienka, ale ptaki przestały być dla nich atrakcyjne, tylko tym razem gapiły się na nieżyjącego mężczyznę. Matka bliźniaków zaczęła panikować i wrzeszczeć. Dwie starsze panie  

z niemieckiej wycieczki po ujrzeniu martwego wpadły w szloch. Przez dłuższą chwilę fotografowie nie wiedzieli, co jest bardziej interesujące, ale podbiegli do denata i zaczęli robić mu zdjęcia. Z drugiego wagonu wyszła ledwo żywa starsza pani w kwiecistej sukni

a pomidorki rozsypały się  po całym wagonie. Kobieta ochłonęła i krótko oznajmiła, że dzwoni na policję.  Wspomniała jeszcze, że ujrzała ciało, gdy chciała zamknąć okno.                                                                           

-Spokojnie, proszę wszystkich aby wsiedli do wagonu !Jestem emerytowanym detektywem. Marek Smolarek, prowadzę biuro detektywistyczne, proszę wejść do wagonu ! – powtarzał mężczyzna, który właśnie pojawił się w wagoniku. Detektywem okazał

się wokalista, który dorywczo grał w Średziokach. Smolarek dopilnował, by wszyscy zaczekali w ciuchci, aż na miejsce  przyjedzie policja.

*

      Gdy na średzkie bagna przyjechali stróże prawa, zaczęto przesłuchania. Smolarek poprosił prokuratora o samodzielne śledztwo prokuratora, a że był on fanem kapeli, zgodził się. Okazało się że denatem jest starszy mężczyzna, obywatel Niemiec. Strzał oddano

z bliskiej odległości, broń pozostawiona przy ofierze nie miała żadnych odcisków palców.  Zwolniono tylko wycieczkę szkolną i Kapelę Średzioki, nikt z nich bowiem nie opuszczał wagoników. Detektyw Smolarek przejął prowadzenie śledztwa i zarządził, aby przesłuchiwano podejrzanych w pierwszym przedziale.                                        

Jako pierwszą wypytano  starszą panią, ponieważ to ona zobaczyła leżącego w trawie mężczyznę. Kobieta nie pomogła za bardzo

w sprawie, ponieważ była roztrzęsiona, ale obiecała, że jak tylko sobie coś przypomni,   poinformuje o tym detektywa. Dwaj studenci –ornitolodzy mieli alibi- setki zdjęć ptaków. Następnie to młodzież z brzęczącą szkłem torbą musiała odpowiadać na pytania dociekliwego  śledczego. Chłopacy podejrzliwie uśmiechali się do siebie. W trakcie rozmów pan Smolarek wyczuł od nich alkohol. Radiowozem przewieziono ich do izby wytrzeźwień, ponieważ detektyw obawiał się, że ktoś kto ma prawie dwa promile we krwi, nie będzie mówił prawdy. Gdy chuligani zostali odwiezieni, do wagonu wbiegła pani w różowym żakiecie.

-Przypomniało mi się ! Wiem, kto mógł go zabić, to ta tłumaczka – zaczęła starsza pani. -Ona i ten Niemiec kłócili się na peronie, wie pan, przed wyjazdem jeszcze. Mówili coś o jakimś obrazie, ale ja tam nie wiem, o co chodziło. Ona była zdenerwowana… On też.

Ale niemieckiego to ja nie znam…

-Dobrze, dziękuję, proszę wrócić do pozostałych- rzucił śledczy i zanotował sobie coś w zeszycie na nuty pożyczonym od gitarzysty. Przyglądał się on wychodzącej kobiecie i powtarzał sobie coś pod nosem. Następnie poprosił  blondynkę z niemieckiej wycieczki- tłumaczkę.

-Będzie pani musiała przekazywać mi, o czym mówią Niemcy, chodzi mi o ich zeznania– przywitał ją.

-Dobrze nie ma sprawy, czy mam…

-Spokojnie, najpierw zadam pani kilka pytań – kontynuował. Kobieta zaczęła wycierać spocone ręce w koszulkę. Wyraźnie wyglądała

na zdenerwowaną.

-Ale, czy pan myśli, że zabiłabym emeryta ? – zdziwiła się kobieta.

-O co kłóciła się pani z Karlem Strucbergiem? – zapytał śledczy, uzupełniając  zeznania starszej kobiety.

Nieoczekiwanie do pierwszego wagonu wbiegł jeden z policjantów.

-Mamy tego gościa !

 -Co z nim ? – rzucił detektyw, zdejmując z głowy kapelusz zespołu Średzioki.

-Próbował uciec, a co najgorsze …to on zabił - odpowiedział policjant, wprowadzając ponurego mężczyznę.

-Miał przy sobie portfel tego Niemca-dodał po chwili z satysfakcją.

-Ja w życiu nikogo nie zabiłem i nigdy bym nie zabił !- tłumaczył się mężczyzna z lekkim wahaniem   w głosie.

-W takim razie dlaczego uciekałeś ?  - zapytał śledczy.

-Wystraszyłem się, że ten Niemiec nie żyje, myślałem, że mnie wpakujecie do kicia za ten portfel, pomyślicie, że go zabiłem

- kontynuował.

-Pani już podziękuję, porozmawiam za to z panem-powiedział Smolarek, wypraszając tłumaczkę.

-Uff, dobrze, że tak szybko sprawa została wyjaśniona-rzucił jeden z policjantów.

-Myślę, że to jeszcze nie koniec -dodał detektyw znużonym tonem.

      Niebo nad  średzkimi bagnami  nabrało pomarańczowo-granatowych barw. Z miasta dobiegał dźwięk pędzącej karetki, który zakłócały samochody i dziennikarze, którzy przybyli na miejsce zabójstwa. Po przesłuchaniu złodzieja wszyscy z wagonu drugiego zostali przewiezieni na komisariat. Śledczy pojechał do domu. Rzucił kapelusz na szafkę i mruknął:

-I co Kropka ? Znów cię nie nakarmiłem, musisz mi wybaczyć, taka praca detektywa-powiedział do swojego pupila na dobranoc.

*

       Szeregowiec przy ulicy Kochanowskiego niczym się nie wyróżniał. Nieco poszarzały tynk, czerwono-zielona dachówka, dwa nędzne krzewy. Detektyw Smolarek skierował swoje kroki do drzwi pod numerem 9. Zaledwie w kilka sekund po wciśnięciu dzwonka usłyszał kroki. Drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem. Detektyw i  gospodarz przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem.

-Dzień dobry-rozpoczął śledczy.-Chyba mamy sobie coś do wyjaśnienia…

-Zapraszam- odparł mężczyzna.-Kawy? Herbaty?

-Nie, dziękuję-podziękował detektyw.

-Długo zajęło panu rozwikłanie zagadki ?

        Mieszkanie było urządzone bardzo skromnie, choć przemyślanie. Detektyw rozglądał się i zastanawiał się nad wszystkimi szczegółami zbrodni. Morderca nie denerwował się, nie wyglądał nawet na zaskoczonego wizytą.

- Piękne- detektyw rzucił, spoglądając przez półprzymknięte drzwi do sąsiedniego pokoju. Prawie całe to pomieszczenie zajmowała wielka, dokładna makieta wąskotorówki. – Ile to panu zajęło panie Stefanie ?

-Trzy lata pracy, wcale nie lekkiej, a bardzo dokładnej- prezes Stowarzyszenia Miłośników Kolejki wydawał się cieszyć z komplementu.

Po chwili dotarło do niego, po co przybył Smolarek. - Opowie mi pan, jak pan doszedł do tego, że to ja ?

-Oczywiście, zbrodnia prawie doskonała… – zaczął detektyw. -Podejrzewałem tłumaczkę, złodzieja, ale nie pana. A jednak… Mężczyzna, który ukradł portfel, nie mógł zabić, ponieważ w trakcie, gdy do tego doszło, okradał również fotografa.

-Ale skąd pan ma pewność, że to ja ? Nie mam zamiaru kłamać, po prostu jestem ciekawy jak pan tego dowiódł.

-Tłumaczka kłóciła się z Niemcem o jakiś obraz przed wejściem do wagonu. Gdy trochę ją powypytywałem, okazało się, że obraz jest

w hotelu Cezar w Koszutach. Pojechałem tam, zabrałem go i oddałem do ekspertyzy. Uwagę laborantów przyciągnęła nierówna struktura

w jednym z rogów. Obraz ładny, chociaż sztuka to nie moje klimaty. Szybko przyszła wiadomość - za płótnem znajdowała się fotografia Środy Wielkopolskiej z 1939 roku, a na niej czerwony napis ‘ich verzehe’ co po niemiecku oznacza przepraszam. Od razu przypomniałem sobie

o rozstrzelaniu z 17 września 1939 roku na łąkach kijewskich.

Pan Józef zaczął płakać.

-Ten cały Karl to jest, znaczy był niemiecki oficer-z trudem mówił.-To on strzelał 71 lat temu. Do… do mojego ojca… Mama niedługo potem umarła z  rozpaczy… Na całe życie zapamiętałem to nazwisko. Kiedy byłem małym chłopcem, wujek dużo mi opowiadał

o tym wydarzeniu.

-Nie czekałem ani minuty, sprawdziłem listę ofiar rozstrzelania- kontynuował swoje wyjaśnienia detektyw.-Znalazłem nazwisko Baraniak. .

A później  przypomniało mi się, jak starsza pani, która siedziała obok pana w wagonie, podczas przesłuchania mówiła coś o panu, że jest taki biedny, bo gdy miał pan dwa lata, stracił rodzinę. Opiekowało się panem wujostwo – Szczepaniakowie. I po 12 latach przejął pan

ich nazwisko, prawda? Wcześniej nazywał się pan Baraniak…

-Tak, ciotka opiekowała się mną, zastąpiła moją matkę.

-Dla pewności przeszukałem kroniki i stare gazety. Ale gdy znalazłem nazwisko denata jako oficera, strzelającego w trzydziestym dziewiątym, byłem już pewny. Coś nie dawało mi jednak spokoju, skąd wiedział pan, że to właśnie on ? Po tylu latach ?

-Gdy na początku lutego otrzymałem listę wycieczki od organizatorów, nazwisko Struckberg rzuciło mi się w oczy. Internet to jednak dobry wynalazek, łatwo sprawdzić gdzie kto mieszka czy gdzie pracuje. Zajęło mi  trzy miesiące, aby upewnić się, że to on. Przyjeżdżał

tutaj jakby nigdy nic…

-Wie pan-  zaczął detektyw.-W hotelu natknąłem się na jego pamiętnik. Jemu też było ciężko z tym żyć. Stąd to zdjęcie i napis…

Ta podróż miała być chyba taką pokutą…

- Tak- pan Stefan opuścił wzrok.- Zapłacił za to, co zrobił.

-Czyli zabójstwo było wcześniej zaplanowane ? –detektyw bardziej stwierdził, niż zapytał.

-Tak, zrobiłem to z zimną krwią, tak samo jak Karl, strzelając do mojego ojca-cedząc słowa, patrzył prosto przed siebie.-Musiałem

to zrobić…

-A ja muszę…

-Tak, wiem. Proszę zadzwonić po policję-pan Józef dopiął marynarkę i usiadł na skórzanej kanapie.-Proszę tylko o jedno, czy makieta wąskotorówki mogłaby trafić do muzeum ?

-Zrobię wszystko co w mojej mocy...

 

 

 

Praca nagrodzona

Powiatowym Konkursie Literackim-

3. miejsce

bottom of page